MASZ PRAWO ZREZYGNOWAĆ
Sekcja Twórczości Własnej Koła Polonistów Filii UW w Białymstoku, Białystok 1987
Ten tomik o tyle jest interesujący, że jest jedynym wydanym w czasach obowiązującej cenzury prewencyjnej. Właśnie cenzor podpisujący się W-9 był jego pierszym recenzentem wyrażając się entuzjastycznie o niezależności myślenia autora... Autor dziś nie jest wobec tego tomiku nastawiony zbyt entuzjastycznie.

(tu miejsce na dedykację)
Poświecam także swoim marzeniom
złudzeniom i rozczarowaniom
* * *
śmiało czytaj moje wiersze
nigdy nie zejdę poniżej pewnego poziomu
nie przekroczę też pewnego stopnia komplikacji
masz prawo się nie zgadzać
masz prawo zarzucić mi pychę
maz prawo dalej zachowywać dystans
masz prawo w każdej chwili zrezygnować
z dalszej lektury
to ty oceniasz co jest dla ciebie dobre
to ty oceniasz co niewygodne
przechodzisz przez - dla ciebie - nieistniejące
masz prawo w każdej chwili zrezygnowć
ze wszystkiego
Drogi
niezbadane są drogi między snem a lasem
między naszym językiem a wymogiem chwili
między prawdą legendy a legendą o prawdzie
ty cierpliwie omijający wykroty powalonych drzew
bez trudu nazywający cel który prześwituje poprzez
ostatnie pnie który oświetla
ostatnie przeszkody
kiedy następuje przebudzenie
nie możesz nawet opowiedzieć snu
z gardła dochodzi tradycyjne błaganie
nakryj się nakryj
stoliczku
Poranki
brudne prześcieradła wymiętych twarzy
jeszcze przed odczytaniem listy obecności przy stole
słabe gesty - nie chcę wracać
tkanki codzienności czekające na dopływ
świeżej krwi która
jeszcze krąży na jałowym biegu
oczy zamknięte powieki walczą niepoprawne
muszą ulec słonecznej natarczywości
dopiero potem myślisz że trudne są powroty
że nie wiesz gdzie kończy się sen
wychodzisz z siebie
by znaleźć się między ludźmi
Nie piszcie wierszy
nie przekonam cię nigdy
jak nigdy nie przekonam nikogo
każdy zna swój kolor oczu
nie piszcie wierszy
ja też pisać nie przestanę -
wszyscy wiemy że to nie ma sensu
czekaj dalej na swojego mesjasza
i ja dalej będę się łudził
spoglądając w lustro -
nie ma aureoli
na próżno będę się starał
rozpoznać rysy twarzy
będziemy wyznawać papierowego bałwana
aż zbawiciel nadjedzie z piskiem opon
nowym mercedesem
Wieczory
miłości odchodzące z dymem papierosa
znaczone śladami szminki na pustych kieliszkach
zamki warowne oblegane przez różnej maści armie
czekające odsieczy jeszcze przed zmierzchem
gotyckie ruiny urozmaicające pejzaż
pełne cieni zapomnianych rycerzy
zapewne złorogich kasztelanów
dybiących na narzeczone wiernych poddanych
zatrute sny poetów o obalaniu mitów
o kreacji nowych światów
i czułych kochankach leczących każdy ból
dotykiem dłoni na zwichrzonych włosach
drgające ogniki do spóźnionych godzin
na ostatni autobus
czekające na ostatnie wnioski
nerwowo dopijana herbata - to już blisko
krzyżujące się klingi słów
nieprzemakalne pancerze dialektyki
wylęgające się bachory nadziei -
jednak przecież zmusza do czegoś
miłości odchodzące z dymem papierosa
scałowywane ślady szminek
i nadzieje nadzieje
na właściwe miejsce na ziemi
Poezja
nie kończące się strofy na zadany temat
nie kończące się tematy do zadanej strofy
strofowanie niesfornych tematów
folgowanie niechcianym strofom
wyławianie tego co pomiędzy
(zwykłą pychą a niezwykłą skromnością)
płacz nad niemożnością wyłowienia
wyławianie niemożności płaczu nad niemożnością płaczu
strofowanie folgowania niemożności
folgowanioe strofowaniu - zawsze wtórnych - usiłowań
wtórowanie niemożności bezcelowych folgowań
celowanie w strofowaniu wtórowań niemożności
wyławianie bezcelowości folgowanie wtórowaniu
płacz nad celową wtórnością bezcelowych strofowań
to jeszcze nie wszystko
Życie
małe dziewczynki uganiające się za ropuchami
w nadziei wyczarowania wyśnionego królewicza
małe księżniczki uganiające się na Małym Księciem
duże księżniczki uganiające się za książętami
(ci wolą duże dziewczynki)
mali chłopcy wspinający się na szklaną górę
tam na pewno jest Królewna Śnieżka
Mały Książę kochający swoją różę
duzi książęta kochający na ogół władzę
duzi chłopcy znający życie
uganiają się zazwyczaj za dużymi dziewczynkami
które najczęściej nie wiedzą czego chcą
czy nie świadczą że najbardziej ucierpią
niewinne ropuchy?
* * *
módlmy się
do świętej czystej by zesłała nam
ukojenie którego
błogosławiona kolorowa zesłać nie jest w stanie
módlmy się
do śmierci ducha naszego telewizji
aby uśpiłą nas łagodnie
nie przerywając życia
- do śmierci ciała naszego
aby nastąpiła późno albo
lepiej wcale
- do strachu naszego
by nie rzucał się w oczy
i nie psuł nam dobrego humoru
i do nas samych
módlmy się jak zawsze
by jak zawsze było dobrze
Oczekiwanie
próby ucieczki od samego siebie
powroty potem do ciała
i wszystkich okoliczności towarzyszących
żmudne kontynuowanie rytuału
nocne ucieczki od prób dnia
ranne powroty ocieranie potu
ponowne zwiedzanie ulic
jeszcze nie zapomnianych
codzienne ucieczki od wyśnionej konieczności
niekoniecznie jednak obowiązującej
masz prawo zrezygnować
zawsze i wszędzie
czy poostanie coś z kolejnych chwil
mijanych do utraty tchu?
znikają liście z drzew
nadchodzi zima
Noce
gorzkie żale za grzechy dni
słodkie grzechy których czasammi będziemy żałować
wznoszone prośby z boku na bok
duszone kołdrami porywy złudzeń
uszy wsłuchane w szept warg sromowych
jeszcze jeszcze w ich mlaskający oddech
przyjdź przyjdź zbawicielu
w nieustające oczekiwanie
białe rzeki powszechnej polucji
żale gdy nie ma okazji dołączyć jeszcze jednej kropli
do wspólnego dzieła
nie kończące się przedłużenia wieczorów -
szkoda chwil straconych
porywy szlachetności i odwagi
najczęstsze projekcje filmów pragnień
nieobecni nie dający zapomnieć
nie pomogą zaklęcia ekranów
przecież program dawno się skończył
zmęczenie zmęczenie
ręce i głowy licytują się
czy cięższe mozolne wznoszenie Wieży Babel
czy obmyślanie planów jej rozbudowy
* * *
może to wynika z kompleksów
a może rzeczywiście takie jest życie
i nie można odwołać się do nikogo -
jeszcze jedna żałosna próba wytłumaczenia
także i sobie
próba przetłumaczenia na zrozumiały język
bez abstrakcyjnego bólu
najłatwiej wytłumaczyć te krótkie chwile ciepła
jak wschód słońca
niby nieuniknione
i naprawdę nieważne że od wieków mówimy to samo
nie ma powrotów do historii
nieważne nasze sny i złudzenia
czyżby to było aż tak proste?
Jubileusz
w jubileuszowym kolejnym dniu życia
wstałem i zjadłem śniadanie
chlebem serem i herbatą uczciłem
kolejny dzień od daty narodzin
spraw panie by następny jubileusz
wypadł bardziej okazale - mówiłęm jak zawsze - spraw
bym go doczekał w tych niepewnych czasach
daj dzień pogodny i lekki sen nocą
pozwól zrozumieć - nie żądam zbyt wiele
pozwól zrozumieć daj siłę odwagi
bym mógł przekroczyć próg nie wiedząc
czy za nim prosta droga
odtrącenie czy cisza rozkładu
spraw aby jubileuszowy kolejny dzień życia
przyniósł spełnienie próśb
Łuny
oto początek dnia
z gruzów spalonej nocy
uchodza ostatnie dymy
samotny wędrowiec brnie mozolnie
przez resztki popiołów
zabrakło czasu nawet na pożegnanie
między ostatnim szeptem
a stworzeniem świata
jeszcze tak dalekiego że
chyba go nie ma
dopiero musi stanąć twarzą w twarz
z nieustępliwym ogniem
póki widać tylko łunę
by móc dobitnie powiedzieć: stań się!
jeśli musisz...
Przepraszam, że żyję
Mirabelce i nie tylko
z naszego kąta nie widać nic
ściany szafy i szafę ścian
to wszystko
w naszym zaścianku tylko zegar
pokątnie odmierza ranki i wieczory
wiosny i jesieni
współrzędne kolejnych klęsk
stoi kolejka po mannę z sufitu
czekamy na swój czas który
zatrzymał się w oczekiwaniu
na nas
POETA podchodzi do okna, aby sprawdzić, jak się ma wyczarowana
przez niego PANORAMA do rzeczywistości.
podejście do okna jest jak otwarcie oczu
z naszego punktu widzenia
poszerza się horyzont
czy naprawdę lepiej nie widzieć?
mozna przejść przez życie
niezauważonym
spoglądam na niebo
nie oczekuję stamtąd pomocy
nie rzucam też wyzwania
nasze byty są obok siebie
nie wierzę w możliwość porozumienia
opuszczam wzrok na brudna podłogę
By zneutralizowac wzrastające w nim zapięcie, POETA wychodzi
z domu i myśli COKOLWIEK
ponieważ dachy domów pochyliły się aż do piwnic
niejako chcąc zajrzeć w swe dziurawe podeszwy
- w świetle nieruchomego słońca
wyglądało to wielce zabawnie
ponieważ potok - niebieskie objawienie łąki
objawił się potoczystym oceanem nieba
- rozlało się ono po niboskłon
a mówią że jeszcze dalej
ponieważ chmury i lasy powiązały się
w związek przyczynowo-skutkowy
jak dym z kominem
nawet mocniej
można by było sądzić że i u nas
cokolwiek ma swój sens
- twierdzi sie raczej
że u nas wszystko jest możliwe
Trochę rozbawiony a zarazem rozgoryczony POETA wygłasza
wreszcie swoje NON CREDO
nie wierzę w ciebie
rozjaśniony gwiazdami orderów
w ciebie chyba tez nie
rozjaśniony orderami gwiazd
błogosławieni którzy nie widzieli a uwierzyli
widzę (choc gwiazdy oślepiają) - nie mogę uwierzyć
trudno mi uwierzyć w ciebie
obciążony krzyżami orderów
i w ciebie
obciążony orderami krzyży
błogosławiony który niesie krzyż godnie
też niosę - krzyż krzyżowi nierówny
gwiazdy i krzyże
odbicia blasku wczorajszej aureoli
nie mogą być długo światłem dnia dzisiejszego
POETA siada na ławce w parku i oddaje się marzeniom.
czas gdy wszystko ulegnie zapomnieniu
prócz naszych imion oddala się i przybliża
czas rwących wodospadów i nagrzanych słońcem skał
przystań splecionych spojrzeń i obiecujących dłoni
zdecydowanych i czułych przystań wiekuistego uśmiechu
warg na wargach oddających się bez śladu wahania
czas gdy wszystkie rubikony zostały przekroczone
przystań alpinistów spoglądających w dół ze szczytu
zwątpienia i niewiary a przecież musieli uwierzyć
świat bez łez zdradzonych kochanków
nie oczekujących w nowym dniu nowych cierpień
bez rozczarowań świat czas spokojnej przystani
Rozmarzony POETA zwraca uwagę grupy nie lubiącej marzycieli.
- te nazywane i te nie nazwane
stany lękowe depresje spotykamy
na każdym kroku
ale czy trudno dostosować się do naszych
czasów wielkich przemian
wzrasta ilość stresów
nie każdy wytrzymuje tempo -
cena rozwoju
- to tylko kwestia hierarchii wartości
kwestia uporu w dążeniu do celu
nie raz potykamy sie i wstajemy
to tylko kwestia selekcji
doboru naturalnego
- nie oglądajmy się za siebie
gdy ciągle poszukujemy
nie ma drogi odwrotu
jakoś żyć trzeba
taka jest prawda
POETA przeprasza wszystkich za to, że żyje.
przepraszam za to że żyję
że poświęcacie mi tyle cennego czasu
w czasach gdy miliony umierają z głodu
tyle bezcennego czasu
przepraszam rolników idywidualnych
i wszystkich pracowników rolnych
że ich odpowiedzialnej pracy nie doceniłem
że moja rola ograniczyła się do idywidualizmu
gdy w pracy społecznej można w pełni
wykazać swoją indywidualność
przepraszam drobnych pijaczków i grubych pijaków
że nie wniknęłem należycie w uroki pijaństwa
przepraszam was bo w moim krótkim życiu
zmarnowałem sporą ilość alkoholu
przepraszam cię boże że w ciebie nie wierzę
przepraszam was kobiety mego życia
że nie potrafiłem zawsze dać wam tego
na co miałyście ochotę
przepraszam przyjaciół że nie tylko chciałem dawać
przepraszam siebie za tę chwilę słabości
A teraz widzimy POETĘ na scenie z zespołem A. Jak każdy
szanujący się poeta POETA śpiewa o BABILONIE.
Nie wołaj nocą twego krzyku nikt nie usłyszy
zza grubej ściany twojego więzienia
przez mur nie przeniknie żadna skarga żaden ból
przez mur którego nie ma
twoje ręce tylko one są przecież potrzebne
tylko one bo przecież nie oddech który
bierzesz w serce swoje którym chciałbyś podzielić się
z ziemią i niebem który chciałbyś oddać
w dobre ręce
one tylko one są przecież potrzebne
tylko one i tylko ich ból
popatrz dokoła spójrz na siebie
popatrz dokoła spójrz na siebie
chodzą ludzie ulicami nie widzą swoich twarzy
chodzą ludzie ulicami oglądają się w lustrach wystaw
chodza ludzie nie widzą słońca nie widzą słońca
poprzez chmury tylko noc nadchodzi noc zagłady
nie wiesz czy ciemność nie jest złudzeniem oczu
bo nawet im nie wierzysz nie widzisz nic
ciemność zakrywa ziemię ciemność zakrywa ziemię
pochłania teraz resztę twoich dni
uśmiechasz się masz z okna szeroki widok
świat jak świat normalny widzisz dzień
oko za oko ząb za ząb jak wszędzie
nie ma powodu do niepokoju nie ma powodu do obaw
twoje sny zbyt koszmarne byś chciał pamiętać je rano
twoje łzy zbyt przypadkowe byś pojął ich sens
oko za oko ząb za ząb to normalny jest dzień
jak normalna jest noc co po nim nadejdzie
Wracając do domu POETA mysli o ANATOMII.
dłonie dłonie
długo szukają się wzajemnie
starają się uchwycić każdy cień nadziei
z beztroskiego tłumu ze słów jeszcze drżących
dłonie obojętne na przekór sobie ściskają się
głszczą piszczotliwie jeszcze nie wyartykułowane myśli
wyciągając je ze szkatuły czaszki w imię ciekawości
której zaspokojenie nie uspokaja
dłonie spokojne
z codzienną rutyną szukające od nowa -
w przepastnych zakamarkach drży nerwowo
cień ciekawości
stereotypowe dłonie mechanicznie
liczące puste butelki
nerwowo drzebiące w kieszeniach
triumfalnie kołyszące się z ostatnim groszem
nowym cieniem nadziei
codziennie śpieszące do pracy dłonie
wiszące leniwie wzdłuż ciała
machinalnie zaprogramowane na zdawkowy uśmiech
POETA spotyka PRZYJACIELA i rozmawia z nim, co raczej nie
zakłóca toku rozważań.
usta mówiące słowa których tyle już powiedziano
za i przeciw w oczekiwaniu
zbawienia świata
moga być tylko ładniejsze
od poprzenich
zawsze patrzę na usta
potrafią więcej powiedzieć
nawet gdy milczą
czułe wargi dotykające kieliszka
mówią bezustannie
za i przeciw bez żadnych oczekiwań mimowolnie
w oczekiwaniu na dzień noc
nie patrzę wtedy w oczy nieobecne zwykle
powłóczyście snujące się za firanką rzęs
one nie mają o czym mówić nawet badawczo
tak trudno przecież zrozumieć się wzajemnie
delikatne drgania warg
często czytelne lecz niepojęte
zawsze mówią dużo
często zupełnie niepotrzebnie
Po rozstaniu z PRZYJACIELEM POETA zaczyna myśleć o FIZJOLOGII.
twoje słowa tak puste
pociągi o zmierzchu
nie moga nigdy dotrzeć
do właściwej stacji
ona mu mówi
że nie mogą się zrozumieć
on milczy
nie rozumie
puste pokoje przechodnie
wyludnione dworce
nikt nie czeka
bez ustanku cisza
spada ciężkimi kroplami
łez niczyich
bez nadawcy i adresata
chodząc nocą ulicami
powtarzał to sobie w nieskończoność
że nikt tego nie rozumie
ona nie rozumiejąc
płakała do ściany
przytualając się rozpaczliwie
do tynkowanego łona
to bezcelowy smutek
łzy bez żadnej przyczyny
powtarzali nie patrząc sobie w oczy
Widzimy POETĘ jak ogląda niezwykle malowniczy zachód słońca
wyobrażając sobie, że świeci on z okna naprzeciwko jego
mieszkania. Przewiduje jakiś KONIEC a może POCZĄTEK.
odchodząc zostawiła jabłko - owoc niespełnienia
spełnienie pustki
zaprzeczenie szczęścia sytości
głodu niepowstałego
nienaruszone jabłko bez żadnych oczekiwań
z czyjejkolwiek strony
odchodząc - nie moja wina - rzekła
nie czując obok cienia mojego wzroku
który tymczasem objął owoc
potem ręka odrzuciła tę kuszącą czerwień zachodu
i tak wiem jak smakuje samotność
to było nieuniknione powtarzałem
myśląc o niej o jabłku
o szybko następującym wieczorze
Po dniu pełnym wrażeń POETA mysli o tym co PARADOKSALNE.
w tył patrz generał-archanioł gabrielu
przemykamy jak sępy - niechybnie do celu
lucifer nie oślepi klucznik nie przytrzaśnie
klapy raju - nam żadne przeszkody nie straszne
na nic teraz zapora z metafor istnienia
zbuntowanych dusz tętent dudni po podziemiach
niebieska rewolucjo przemaluj sztandary
idziemy ci z pomocą przez wszystkie wymiary
pienie anielskich chórów głuszyć nie pomoże
cieć z kosą przyszedł do was - przygotuj się boże
czas zrodzić wiekuistą republikę świetną
logiki dziejów dzieci dialektyczne piekło
POETA jeszcze raz przeprasza i dziękuje zarazem.
przepraszam wszystko co piekne
za nieudolne próby kradzieży
całej urody
i to co brzydkie
za nieprzeniknięcie
bezmiaru szpetoty
przepraszam za bogaty ornament
i ascetyczną prostotę moich słów
przepraszam moje powołanie
któremu nie wiem jak na imię
za to że błądzę
że wycofuję się z już zaczętej drogi
przepraszam demiurga
że próbuję go zrozumieć
przykładając swój sposób myślenia
do jego miary
przepraszam bo się to nie udaje
przepraszam to co dla mnie najdroższe
że cena czasami gra rolę
przepraszam to co nie jest mi pisane
za mimo wszystko upór
którego sam bym się nie spodziewał
po sobie
w sprawach przecież - każdy powie - beznadziejnych
przepraszam człowieka że nie zawsze go dostrzegam
że zbyt pochopnie oceniam
i za bardzo przywiązuję się
do powziętego mniemania
przepraszam że wykazuje brak charakteru
cofając własne słowa
przepraszam i dziękuję
bo tylko ułomność odwraca uwagę
od spraw doczesnych
nie pozwalając zarazem ich nie dostrzegać
dziękuję istnieniu za wszechobecność
nieistnieniu za nieobecność
przywiązaniu do świata własnych pojęć dziękuję
za pojmowanie świata własnych przywiązań
dziękuję ludziom za przeglądanie się
w krzywym zwierciadle moich oczu
i za otworzenie swoich
bym mógł dostrzec wszystkie
mające miejsce i
grożące mi upadki
a także to co mam za plecami
dziękuje swojemu powołaniu za ciągły niepokój
temu co piękne za uspokojenie
temu co brzydkie za zdolność protestu
temu co dla mnie najcenniejsze za wszystko
================================================================

(tu jeszcze cztery czyste strony na notatki) :-)

=================================================================
|